Jedziemy na wycieczkę...

     Są takie miejsca, których jeszcze dobrze nie znamy, które zaskakują nas i zadziwiają swoim cudownym klimatem. W poniedziałek, 22 maja wybraliśmy się z grupą Pracowite Aniołki na wycieczkę w nieznane. Nawet sam pan kierowca przyznał się, że nigdy jeszcze nie jeździł w to miejsce. Droga wiodła przez las, przez ponad 15 kilometrów mijał nas tylko jeden samochód. Wiedzieliśmy od początku, że to musi być niezwykłe miejsce. Podróż nie dłużyła nam się, gdyż czas umilały nam wspólne rozmowy, śpiew no i oczywiście opróżnianie plecaczków, z pyszności jakie przygotowali nam rodzice. Nic w końcu tak dobrze nie smakuje, jak kanapka zjedzona w autokarze.

    Minęliśmy Janów Lubelski oraz Modliborzyce i po 16 km przybyliśmy na miejsce w okolice Gwizdowa. Tam przywitali nas gospodarze i oprowadzili po całym gospodarstwie. „Doboszówka” - gdyż tak się ono właśnie nazywa to uroczo położone gospodarstwo agroturystyczne w pięknym otoczeniu lasów janowskich. Będąc tu można przenieść się myślami do jakiejś niezwykłej bajki, a to za sprawą cudownego klimatu, śpiewu ptaków, spacerujących beztrosko kaczek, wylegującego się w słońcu psa, pięknych drzew, dających cień i odpoczynek po długiej podróży oraz ludzi, którzy swym zaangażowaniem i ciepłem sprawiają, że czujesz się tu jak w domu.

   Dzieci miały atrakcji co niemiara, Najpierw rozpoczęły od wspólnej zabawy, zawodów, wyścigów, następnie gospodarz tego miejsca - pan Marcin Dobosz opowiedział dzieciom w jaki sposób, z czego i za pomocą jakich przyrządów kiedyś wyrabiano chleb. Przyznam szczere, że nigdy dotąd nie widziałam, żeby ktoś z taką pasją opowiadał o niby, z pozoru prostej czynności. Nasze warsztaty nazywały się „Od ziarenka do bochenka”, każdy z osobna mógł zobaczyć, ba a nawet brać udział w etapach powstawania mąki, używając do tego celu cepa, młynka i innych przyrządów, które można było wziąć do ręki i w odpowiedni sposób użyć. Później każdy samodzielnie wyrabiał ciasto na swój własny chlebek, jego kształt i wygląd zależał tylko i wyłącznie od naszej fantazji. Powstały w ten sposób chlebki -motylki, serduszka, warkocze, cyferka 9, która widnieje na plecach Roberta Lewandowskiego i wiele, wiele innych.

   Dzieci miały okazję samodzielnie zrobić masło według dawnej receptury i zjeść pyszny regionalny chleb z masłem. Następnie odwiedziliśmy zwierzęta, zamieszkujące to urocze miejsce: kozy, owce, koniki, pawie, kaczki, ptaki i króliczki, które dzieci karmiły marchewką i trawą.

   Czas płynął nam bardzo szybko, po pysznym obiedzie był czas na szaleństwa na placu zabaw. „Furorę” wśród dzieci zrobiła pusta opona z Monster Trucka, w której można było pokręcić się na wszelkie dowolne sposoby. Ubaw był przy tym wielki.

Wszystko, co dobre szybko się kończy. Pewnie jeszcze nie raz wrócimy w to miejsce, gdzie czuć zapach chleba, słychać śpiew ptaków, gdzie widać szczery uśmiech na twarzach ludzi, gdzie czas zatrzymał się w miejscu.

Pięknie dziękujemy!!!

 M.K.

 

Powrót